Amatorzy bez skrupułów

Newsweek nr 33, 2003 r.

 

Igor Ryciak

Amatorzy bez skrupułów



Młode pokolenie polskich bandytów walczy o wpływy po rozbiciu mafii pruszkowskiej i wołomińskiej. Nowicjusze są wprawdzie nieudolni, ale bardziej bezwzględni niż ich poprzednicy.

 

Stanisław Staszewski, poeta i bard, ojciec "Kazika", napisał kiedyś piosenkę "Knajpa morderców". Jej klienci, pogrążeni w melancholii, wspominają czasy zawodowej prosperity: "Szafa wygrywa rzewne kawałki / Siedzą mordercy, łamią zapałki. Wracajcie słodkie chwały godziny / Sławne gonitwy i strzelaniny". W Warszawie knajpa dla zawodowych zabójców z pewnością świeciłaby pustkami. Nie dlatego, że w stolicy brakuje zabójstw na zlecenie - od początku 2002 roku popełniono ich 18. Nie ma jednak profesjonalnych egzekutorów. Zabijają nieudolni amatorzy.

To skutek przemian, jakie zaszły w ostatnich miesiącach w warszawskim podziemiu przestępczym. Policja i prokuratura zlikwidowały dwie najgroźniejsze i najsłynniejsze polskie organizacje mafijne "Pruszków" i "Wołomin". Ich starzy bossowie albo siedzą w więzieniu (np. Henryk Niewiadomski, ps. Dziad czy Andrzej Zieliński, ps. Słowik) albo już nie żyją (jak Andrzej Kolikowski, ps. Pershing czy Marian Klepacki, ps. Maniek). Przestępcza rzeczywistość nie znosi próżni. W miejsce dawnych gangów -doświadczonych i dobrze zorganizowanych - zaczęły powstawać nowe grupy, złożone z młodych bandytów, którzy dopiero uczą się prowadzić "interesy".

"Młode wilki" - jak nazywają ich policjanci - walczą między sobą o to, kto będzie dominował i komu przypadną źródła przestępczych dochodów. O ile gangsterzy z pokolenia "Dziada" i "Pershinga" decydowali się na zabójstwo rywali w przestępczym światku tylko w sytuacjach krytycznych, to młode pokolenie gangsterów uważa mordowanie konkurentów za główną i najskuteczniejszą metodę w wojnie o wpływy.

Zabójstwa będące efektem przestępczych porachunków zwykle streszczane są w gazetach w krótkich artykułach na dalszych stronach. "Newsweek" przeanalizował je bardzo dokładnie. Rozmawialiśmy z policyjnymi detektywami, przeglądaliśmy prokuratorskie kartoteki. Z naszych ustaleń wynika, że dziś, po aresztowaniu najważniejszych żołnierzy mafii, zabójstwami za pieniądze zajmują się osoby przypadkowe, najczęściej drobni złodzieje czy dilerzy narkotyków, którzy każde zlecenie gotowi są przyjąć już za kilka tysięcy złotych.

Poza nielicznymi wyjątkami amatorszczyzna nowej generacji płatnych zabójców jest porażająca. Większość akcji to całkowita improwizacja. Egzekutorzy najczęściej niewiele wiedzą o swoich ofiarach, więc mylą je z innymi osobami. Niestety, w tym rozgardiaszu coraz częściej zdarza się, że w gangsterskich porachunkach giną lub odnoszą rany osoby postronne. Do 2000 roku, gdy policja wyłapała cały "zarząd >>Pruszkowa<<", tylko raz, w 1999 roku, w strzelaninie gangsterów zginęła osoba spoza półświatka. W ciągu ostatnich 18 miesięcy takie przypadkowe ofiary były już cztery. Sytuacja w Warszawie w roku 2003 przypomina nieco Chicago z 1931 roku, tuż po aresztowaniu Ala Capone'a. Dawne układy przestępcze przestały już obowiązywać, zasady kryminalnej rywalizacji odeszły w niepamięć. Nie ma wyraźnych liderów półświatka, a więc każdy walczy z każdym. Krwi leje się więcej niż zwykle.

Jedna z najbardziej kuriozalnych spraw, z jaką zetknęli się policjanci w ostatnim czasie, dotyczyła zabójstwa 34-letniego mieszkańca Pruszkowa, Piotra Rozłuckiego, ps. Ziemniak. 30 listopada 2001 roku, "Ziemniak" razem ze swoim kolegą Adamem Gradowski, ps. Kciuk, wybrał się do pubu Sport przy ul. Działkowej w Pruszkowie. Tuż przed północą do opustoszałego już lokalu wszedł zamaskowany mężczyzna. Według zeznań barmanów - jedynych świadków zbrodni - "Kciuk" grał akurat na flipperze. Gdy padły strzały, martwy osunął się na ziemią. "Ziemniak", widząc co się święci, uciekł do toalety, ale egzekutor dopadł go tam i zastrzelił. Policja natychmiast zarządziła blokady dróg w Pruszkowie i okolicach, ale zabójca umknął.

Policjanci nie tylko nie wiedzieli, kto jest sprawcą zbrodni, ale też nie mieli wyraźnego motywu. "Ziemniak" i "Kciuk" byli co prawda związani z handlarzami narkotyków, ale uchodzili za podrzędnych przestępców i nie mieli wrogów. Cała sprawa wyjaśniła się trzy miesiące później, w lutym ubiegłego roku, gdy dokonano kolejnej egzekucji. Tym razem ofiarą był Tomasz Zieliński, 26-letni mieszkaniec Piastowa. Został zastrzelony przed blokiem przy ul. Smoluchowskiego na Mokotowie. Zabójca wystrzelił w jego kierunku aż 13 pocisków, z czego większość trafiła ofiarę w głowę.

Zieliński, którego policja podejrzewała o hurtowy handel narkotykami, posługiwał się pseudonimem... Ziemniak - tak samo jak Rozłucki. Okazało się, że zabójca, który przyjął zlecenie na zabójstwo "Ziemniaka", nie wiedział, że w stołecznym półświatku jest dwóch ludzi o tym pseudonimie. Najpierw zastrzelił nie tego co trzeba, dopiero trzy miesiące później dopadł właściwego. O braku doświadczenia młodych zabójców świadczy też przebieg strzelaniny w pubie w Żyrardowie. Lokal prowadzili bracia Grzegorz i Mirosław Chojniccy. Z operacyjnych informacji policji wynikało, że obaj zajmowali się rozprowadzaniem narkotyków wśród miejscowej młodzieży. Ich głównym konkurentem w Żyrardowie w tej dziedzinie był Mariusz Krupski. Pod koniec 2001 roku został na zlecenie braci uprowadzony do lasu i ciężko pobity. Zakazano mu też dalszego handlu narkotykami. Ale Krupski nie dał za wygraną. Pojechał do Warszawy i wynajął kilerów.

Niedoświadczeni zabójcy przyjęli zlecenie, ale nawet nie usiłowali się dowiedzieć czegoś o braciach Chojnickich, o ich zachowaniu czy zwyczajach. Nie mieli więc pojęcia, że Grzegorz Chojnicki nigdy nie rozstaje się z bronią. Gdy likwidatorzy pojawili się w barze, ofiara była lepiej przygotowana do starcia od zabójców. Jeden z wynajętych kilerów - Piotr Matejski - został ciężko ranny. Jego wspólnik zdołał go wciągnąć do samochodu i uciec. Porzucił jednak konającego kolegę na poboczu ul. Torfowej w Pruszkowie. Po kilku minutach Matejski zmarł. Tak oto myśliwy sam został ofiarą.

Równie nieudolna - choć z innych powodów - była próba zamachu na wetarana polskiej mafii Krzysztofa Krasnowoskiego, ps. Nastek. Krasnowoski, 45-letni mieszkaniec warszawskiego osiedla Jelonki, był związany z gangami pruszkowskim i wołomińskim. Przyjaźnił się m.in. z "Pershingiem", a także z Jackiem Dębskim, byłym ministrem sportu, zastrzelonym na zlecenia Jeremiasza Barańskiego ("Baraniny").

Do końca lat 90. "Nastek" był jedną z najbardziej wpływowych postaci warszawskiego świata przestępczego, ale po rozbiciu "Pruszkowa" i "Wołomina" jego pozycja znacznie osłabła. Tym bardziej że Krasnowoski zaczął nadużywać narkotyków, nałogowo przesiadywał w kasynach, gdzie przegrywał ogromne pieniądze. Najprawdopodobniej ktoś z "młodych wilków" (policja nigdy nie wpadła na jego trop) postanowił pozbyć się starego bossa. 3 września 2002 roku, ok. 4 nad ranem "Nastek" grał na "jednorękim bandycie" w warszawskim salonie przy ul. Corazziego. Wtedy zadzwonił jego telefon. Rozmówca poprosił, aby Krasnowoski na chwilę wyszedł na zewnątrz. Tu już czyhał zamachowiec.

"Nastek" dostał z bliskiej odległości siedem kul w głowę i klatkę piersiową. Jednak przeżył. Jak to było możliwe? Badania balistyczne, przeprowadzone później w policyjnym laboratorium, wykazały, że amunicja, której użył strzelający, była zwietrzała i zawilgocona. Pociski zostały wystrzelone z niewielką siłą i nie miały wystarczającego impetu, aby przebić się przez ciało ofiary.

Podobnym "cudem" zakończył się też zamach na Piotra Baszyńskiego, ps. Łoban, znanego w Grodzisku Mazowieckim złodzieja samochodów i dilera narkotyków. Wszystko wskazuje jednak na to, że zamachu chciał dokonać początkujący, niedoświadczony zabójca. W krytycznym momencie stracił zimną krew i zaczął strzelać na oślep. "Łoban" wprawdzie dostał aż dziewięć kul wystrzelonych z odległości 1,5-2 m, ale żaden ze strzałów nie był śmiertelny. Baszyński przeżył i dziś powoli dochodzi do zdrowia.

Choć zabójcami na zlecenie w polskim półświatku są amatorzy, policja rzadko potrafi ich zidentyfikować i wsadzić za kratki. Utrudnieniem jest fakt, że zabójca i ofiara, inaczej niż w starych bandach, wołomińskiej i pruszkowskiej, to osoby zupełnie obce, które najczęściej nigdy wcześniej nie miały ze sobą kontaktu. To utrudnia policji ustalenie motywów i zleceniodawców. Policja dysponuje więc tylko informacjami operacyjnymi, pochodzącymi od agentów albo z podsłuchów. Nie mogą one stać się dowodami, które później wykorzysta sąd. Tak było w przypadku morderców Krzysztofa Kruszewskiego, ps. Kruszyna i Tomasza Pękalskiego, ps. Tompson.

Z operacyjnych ustaleń policji wynika, że obaj gangsterzy należeli do bandy Zbigniewa Cielika, ps. Daks, która sieje postrach na południu miasta. W grupie "Daksa" doszło jednak do rozłamu - poszło o podział zysku ze sprzedaży dużej partii narkotyków. "Kruszyna", "Tompson", a także Adam Kamiewski, ps. Kamyk, zaczęli działać na własny rachunek. Jak donoszą policyjni informatorzy "Daks" wpadł w furię i postanowił ukarać nielojalnych podwładnych. Zorganizowane na jego zlecenie dwa pierwsze zamachy jednak się nie powiodły.

Najpierw, we wrześniu 2001, niezidentyfikowany mężczyzna chciał podłożyć bombę pod samochodem "Kamyka". Piroman okazał się jednak amatorem i sam zginął - ładunek eksplodował w czasie instalacji. Trzy miesiące później kilerzy byli skuteczniejsi - ale nie na tyle, by wyeliminować "Tompsona". Został postrzelony, jednak wrócił do zdrowia. "Daks" nie zniechęcił się tymi niepowodzeniami. Kolejny zamach na "Tompsona", w grudniu 2002 r., okazał się skuteczny. Nieco wcześniej, we wrześniu, wynajęty egzekutor dopadł "Kruszynę", gdy odjeżdżał spod swojego bloku przy ul. Wilanowskiej.

Brak doświadczenia i nieudolność młodzi egzekutorzy starają się nadrabiać okrucieństwem i bezwzględnością. Ich ofiarami coraz częściej są osoby postronne. Razem z Leszkiem Marczewski, ps. Łata, gangsterem z Wesołej, zginął jego - niezamieszany w ciemne interesy - znajomy Rafał Grzegorzewski. Z pruszkowskim bandytą Piotrem Janowskim, ps. Klajniak, poległ 24-letni Sebastian Sobecki, kierujący samochodem, w którym jako pasażer jechał "Klajniak". Tylko szczęśliwy zbieg okoliczności sprawił, że nikt nie został ranny, gdy ubiegłego lata wybuchła strzelanina w stołecznym centrum handlowym Klif. - Nie mam wątpliwości, że "młodzi" są bardziej brutalni. Oni w ogóle znacznie mniej myślą - twierdzi Marcin Popowski, prywatny detektyw, który swoje śledztwa prowadzi m.in w zorganizowanych grupach przestępczych.

Wraz ze zmianą pokoleniową w półświatku do lamusa odchodzą niepisane zasady obowiązujące wśród bandytów. Swego rodzaju gangsterski kodeks honorowy zakazywał robienia krzywdy kobietom i dzieciom wrogów. Ta zasada nie miała żadnego znaczenia dla zabójcy, który 30 czerwca tego roku zastrzelił w Błoniu Pawła Kwasowskiego, ps. Kwaśny. Jedna z kul trafiła także Patryka, pięcioletniego syna gangstera. Tylko szybka reakcja lekarzy uratowała chłopcu życie.

Jeszcze większa tragedia wydarzyła się w lutym w zakładzie fryzjerskim przy ul. Sadowej w Pruszkowie. Zabójca dopadł tu 30-letniego Krzysztofa Białkowskiego, pośledniego bandytę, od lat przewijającego się w policyjnych kartotekach. W czasie strzelaniny zginęła właścicielka zakładu. Była w czwartym miesiącu ciąży, osierociła trzyletnią córkę.

- Przed aresztowaniem bossów takie historie nie miały prawa się zdarzyć. Rodzina czy dzieci były święte - mówią policjanci. Gdy w 1999 roku śmiertelne strzały dosięgnęły "Pershinga", jego kochanka nie została nawet draśnięta, mimo że stała tuż obok i była świadkiem zbrodni.

W sytuacji, gdy policja jest bezsilna, być może szansą na względny spokój jest pojawienie się następców "Pershinga" i "Dziada". Nowi "ojcowie chrzestni" polskiej mafii mogą powstrzymać prowadzone amatorskimi metodami okrutne bandyckie porachunki. Ale nowych bossów nie widać, więc jedyna nadzieja w tym, że młodzi bandyci wystrzelają się w końcu sami.

Nazwiska niektórych bohaterów zostały zmienione

Mafia
 
Mafia - termin o niejasnej etymologii, prawdopodobnie niegdyś oznaczał "schronienie", określający zorganizowaną grupę przestępczą o hierarchicznych strukturach, działającą według własnego kodeksu moralnego.
 
Dzisiaj stronę odwiedziło już 11 odwiedzający (11 wejścia) tutaj!
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja